Cukrzyca.
Po przeczytaniu artykułu w "Dzienniku Zachodnim", w którym to usilnie tłumaczy pan pani Wadzie Niedzielskiej, że trawa jest zielona, usiadłem aby napisać parę moich spostrzeżeń. Ja osobiście przekonałem się o zaletach diety jaką pan zaleca ludziom, a nie baranom, czy krowom. Od 2 lat stosuję dietę optymalną i mogę powiedzieć, że jako cukrzyk insulinozależny z 19-letnim stażem jestem zdrowy, a moje wyniki są lepsze niż średnie.
Gdybym dalej stosował dietę zalecaną przez diabetologów, to na pewno dziś zakładałbym okulary do czytania. Na pewno szukałbym w spodenkach urządzenia do odsikania się, gdyż po 16 latach choroby cukrzycowej wszystko wskazywało, że tak właśnie by się stało. Niech pan nie przekonuje ludzi, którzy odżywiają się "trawą" i węglowodanami, oni i tak pana nie zrozumieją, a odważni po prostu muszą zaryzykować jak ja. Każdemu zalecam przeczytanie "Biochemii" - Harpera i wtedy zrozumie, że pan głosi prawdę o żywieniu. Z pełnym szacunkiem odnoszę się do tego co pan rozpropagował i niech mi pan wierzy, że gdybym miał umierać lekko (a tak głoszą niektórzy lekarze - oporni na pana dietę optymalną), to wolę taką śmierć, aniżeli miałbym cierpieć na chorobę zrodzoną z diety pastwiskowej, jak ja to mówię - z trawy, czy diety korytkowej. Zauważyłem wiele pozytywnych zmian w moim organizmie. Nawet silne bóle nóg i kręgosłupa, na które cierpiałem po ciężkim wypadku w kopalni w 1974 r., które to bóle z latami coraz bardziej mi dokuczały, a ich nasilenie wzrastało, ustąpiły bez śladu. Po 25 latach leczenia i cierpienia! J.G.
Odpowiedź: Nie każdy zrozumie wiedzę zawartą w podręczniku biochemii. Nie zrozumie jej prawie żaden lekarz, który sam nie stosuje Żywienia Optymalnego przez dłuższy czas. Jest to biologicznie niemożliwe. Z drugiej strony zrozumienie biochemii przez lekarza jest w tym zawodzie najbardziej realne, gdy lekarz ten ma odpowiednio zasilany i zbudowany mózg. Ale lekarze odżywiają się z zasady gorzej od innych ludzi, ponieważ wierzą, bo wierzyć muszą w największe głupstwa wymyślane przez tak zwanych uczonych, ale nie nauczonych. Podawanie nadmiernej ilości faktów, z których nic nie wynika, wykonywanie milionów badań naukowych, które kosztują dużo i z których nic nie wynika - to nie jest właściwa droga. "Owszem, dysponujemy nawet zbyt dużą ilością faktów, ale nie ma kleju, który by je połączył" - napisał ks. prof. Włodzimierz Sedlak . Na temat miażdżycy i nieszczęsnego cholesterolu wykonano miliony prac naukowych, zadrukowano setki tysięcy ton papieru, a chorych na miażdżycę przybywa w postępie geometrycznym. Klej niezbędnie potrzebny do połączenia faktów pojawia się w mózgach ludzi stosujących Dietę Optymalną, choć nie u wszystkich. U większości ludzi kleju tego nigdy nie było, bo być nie mogło i nadal go nie ma. Nauki ścisłe, a biochemia jest nauką ścisłą, podają fakty zgodne z rzeczywistością. Ale bez "kleju" w umysłach tych, którzy biochemię czytają z zawodowego obowiązku, jest to dla nich wiedza martwa. Biochemia np. podaje, że tłuszcze roślinne, nienasycone, są przyczyną raka, przedwczesnego starzenia się, stanów zapalnych, uszkodzenia tkanek, uszkadzają błonę wewnętrzną tętnic, co zapoczątkowuje zmiany miażdżycowe w tętnicach, a uczeni, lekarze, telewizja, radio, prasa nadal twierdzą, ze tłuszcze nienasycone, roślinne są najlepsze dla człowieka, a tłuszcze zwierzęce powodują miażdżycę. Że najlepszym nadal jest olej z wiesiołka, który zawiera najwięcej tłuszczów nienasyconych.
Gdyby tłuszcze roślinne były dla człowieka najlepsze, to człowiek pod skórą i w innych tkankach powinien gromadzić na zapas właśnie te tłuszcze. Matka, w mleku kobiecym powinna dostarczać oseskowi tylko tłuszcze roślinne, nienasycone najlepiej składem zbliżone właśnie do oleju z wiesiołka. A prawda jest taka, że dostarcza ich w mleku bardzo mało, za to jej pokarm zawiera tylko tłuszcze o składzie takim, jaki mają tłuszcze zwierzęce. Biochemia mówi, że organizm dziecka karmionego piersią i większego potrzebuje tylko 1 - 2% tłuszczów nienasyconych z ogólnej ilości dostarczanych tłuszczów i tyle powinien otrzymywać. Mówi, że tłuszcze nienasycone są w ogóle zbędne dla dorosłych, gdyż długoletnie odżywianie ludzi tylko nasyconymi tłuszczami, nie powoduje jakichkolwiek szkodliwych objawów, przed miażdżycą i innymi chorobami chroni i daje długie życie. Biochemia mówi, że w każdym tłuszczu zwierzęcym znajduje się prócz tłuszczy nasyconych, różna ilość tłuszczy nienasyconych, a ich zawartość uzależniona jest od sposobu odżywiania zwierzęcia. A więc zalecane przez dietetyków i lekarzy niezbędne uzupełnianie nienasyconych kwasów tłuszczowych np: w rybach, czy olejach jest zupełnie pozbawione sensu, skoro te tłuszcze są w maśle, czy słoninie i wcale nie są niezbędne u dorosłej osoby. Już Benedykt Dybowski w ubiegłym stuleciu opisywał plemię Kamczadali, którzy odżywiali się (według niego wyłącznie) sadłem i mięsem niedźwiedzim. Byli zdrowi, żyli długo, często ponad 100 lat, przestępstw i przestępców wśród nich nie było, dzieci nigdy nie dokuczały innym dzieciom, czy dorosłym, rodzice nie karcili dzieci, bo nie było takiej potrzeby. W świadomości współczesnych naukowców, lekarzy i dietetyków pokutuje wiele błędnych, niesprawdzonych doświadczalnie teorii i poglądów, które odpowiednio długo powtarzane stają się "aksjomatami naukowymi" i gdy przeczą im fakty - tym gorzej dla faktów. Przykładów jest wiele, a jednym z nich - pogląd o "nieuleczalności" cukrzycy. Pański przykład dowodzi, że z cukrzycy można się wyleczyć, że organizm potrafi "wyreperować" nawet skutki starych zmian pourazowych. Bóle, które miał pan od 1974 r. spowodowane urazem, które z latami nasilały się, również ustąpiły - bez śladu. A przecież ich przyczyną były zmiany organiczne, pourazowe. Organizm potrafi zreperować wiele, tylko trzeba stworzyć dla niego potrzebne ku temu warunki. Właśnie takie warunki, jakie daje dla organizmu Żywienie Optymalne.
Jan Kwaśniewski. więcej... |